top of page
IMG_4241_edited_edited_edited_edited_edited_edited_edited_edited_edited.jpg

POŁĄCZENIA

BLURB

Dla kogo jest powieść Połączenia? Dla zdziadziałych, nihilistycznych, europejskich i posteuropejskich elit na manowcach rezygnacji lub medytacji, zajętych nicnierobieniem, zmęczonych podróżowaniem i doglądaniem swoich degradujących się majątków. A jeszcze bardziej dla tych niemających nic, którzy właśnie wrócili z pogrzebu swojej nadziei, i tych, którym się wydaje, że niosą nie te sztandary. Dla wyjących do Księżyca i wygrzewających się w promieniach Słońca. I dla tych, co lubią siedzieć na plaży i patrzeć na sypiące się przez palce ziarna piasku.

BLURBczyta Marcin Popczyński
00:00 / 00:36

WYDANIE PAPIEROWE

FRAGMENT POŁĄCZEŃ

ROZDZIAŁ XII

Pierwsza w nocy, z poniedziałku na wtorek. Miasto było tak puste, jak tego oczekiwali. Jechali na akcję w milczeniu. Wszystko już przećwiczyli, przegadali, naszkicowali wcześniej. W ciągu ostatnich dni opracowali sposób na precyzyjne narysowanie liter. Miały mieć metr wysokości. W opuszczonych halach nad Kanałem Żerańskim ćwiczyli ich konturowanie i malowanie. Pau testowała kolejne wersje kolorów, Ma i All odmierzali kluczowe punkty napisu. Pau ustaliła, że potrzebuje ich trzydzieści, aby hasło wyszło równo i zgrabnie, żeby wszystkie wyrazy i litery miały właściwe położenie. Wzięli ze sobą na wszelki wypadek cztery kopie planu z naniesionymi punktami i odległościami. Większość z nich znali już zresztą na pamięć. Jan policzył, że jeśli będą działać sprawnie, ale bez nadmiernego pośpiechu, który mógłby sprowokować błąd, to pomiar i wyznaczenie punktów zajmie im siedem kwadransów. W tym czasie Pau będzie korzystać z pierwszych naniesionych znaków i rysować markerem kontury liter. Gdy powstanie obrys pierwszej z nich, Jan zacznie wypełniać go czarną jak smoła mazią, głęboko wnikającą w tynk, którą wcześniej, w ilości dwudziestu pięciu litrów, przygotowała Pau. Miksturę skomponowała w wielkim garze, mieszając kilka różnych gatunków farb i mamrocząc do siebie niczym czarownica. Co chwilę odgarniała brudną dłonią włosy albo pocierała nos, na twarzy miała czarne smugi, wyglądały trochę jak barwy wojenne. Mówiła na poły do siebie, na poły do swojego mazidła, że chce, żeby zostało na murze na wieczność. Nawet jeśli zamalują napis, niech po jakimś czasie przedrze się przez tę nową, wrogą warstwę. A jak zamalują dużą ilością warstw, to niech wniknie głęboko w tynk i cegły pod nim skryte, żeby choć mur mógł ten napis zawsze przeczytać. Albo archeologowie, którzy dobiorą się do niego za kilkaset lat. Szeptała i mieszała.

     Wszystko szło zgodnie z planem. Ma i All mierzyli, Pau szkicowała, Jan wypełniał środki znaków czarną substancją, która faktycznie zdawała się czarniejsza niż inne znane mu farby i tak jak tusz przenika papier, ona wżerała się w tynk, realizując postawione przed sobą zadanie. Dzieło wykańczała Pau, poprawiała wyćwiczoną ręką krawędzie gotowych liter. Jan zerknął na zegarek, minęła godzina. Mieli może dziesięć minut spóźnienia względem założeń. To niewiele. Omiótł wzrokiem przestrzeń. Do tej pory trzy razy ktoś przeszedł ścieżką u podstawy skarpy, ale byli to ludzie wpatrzeni w swoje stopy lub problemy, które roztrząsali, skanując chodnik, ludzie z głowami wciśniętymi w ramiona, przemykający w innym świecie niczym skandynawskie trolle. Odprowadzał wzrokiem każdą z tych postaci do samego końca, czekając, czy nie spojrzy do góry. W tym czasie pozostała trójka pracowała w absolutnej ciszy. Wiedzieli, że za około kwadrans może pojawić się patrol policji, który regularnie chadza tą trasą ze względu na bliskie położenie Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, gdzie drukowane są banknoty, paszporty, dowody osobiste. Ale trzeba spokojnie wykorzystać ten kwadrans – powiedział do siebie w myślach Jan. – Za chwilę All i Ma skończą mierzyć i zaczną malować. Wtedy wszystko przyspieszy.

     Patrol pojawił się po półgodzinie, kiedy myśleli, że już nie nadejdzie. Usłyszeli stłumione głosy i kroki. Jan wychylił się nieznacznie i dojrzał dwie odblaskowe kamizelki, które wyłoniły się z Kościelnej. Zgodnie z planem pojemnik z farbą i pędzle błyskawicznie wsunęli w zarośla, a sami – wzajemnie sobie pomagając – szybko wspięli się na mur i przeskoczyli na drugą stronę. Założenie było takie, że policjanci nie zwrócą uwagi na niedokończony napis, mijając go w bliskiej odległości. A nawet gdyby go zobaczyli, to co mogą zrobić w środku nocy? – dywagowali przed akcją. Może rano złożą jakiś meldunek. Przecież nie wezwą posiłków do niedokończonego graffiti, choćby gigantycznego. Pierwsze założenie było słuszne. Policjanci nie zauważyli napisu, który był oddalony od chodnika zaledwie o niecałe dwa metry. Za to przystanęli na skarpie, żeby osłonić rękami przypalane papierosy. Skoro przystanęli, wdali się w nieśpieszną rozmowę, słabo słyszalną po drugiej, bezpiecznej, stronie muru. Mówili przyciszonymi głosami – do Pau, Ma, Alla i Jana docierały tylko pojedyncze słowa. Czuli radość i podniecenie jak małe dzieci, które robią psotę. Kiedy jeden z krawężników wypowiedział nieco głośniej słowo „palcówa”, Ma wybałuszyła oczy i zaczęła tłumić śmiech. Zakryła sobie dłonią usta. Jan popukał się w głowę. A potem zaczął manipulować dwoma palcami, wykonując dwuznaczne ruchy, i przekrzywiać głowę jak głupek. Chwilę później śmiech tłumiła już cała trójka: Ma, Pau i All. Zaciskali dłonie na ustach naprawdę mocno, aż im zbielały palce. Jan szydził z nich niemo, wysuwał przed siebie złączone, niby skute kajdankami ręce, jednocześnie mrużył oczy i składał usta w podkówkę. Starał się pokazać przyjaciołom, jak im za chwilę wszystkim będzie fajnie i wesoło w pierdlu. Dziewczynom płynęły łzy. Na szczęście stróże prawa się oddalili. Gdy ich kroki zupełnie ucichły, Ma i Pau łapały powietrze jak ryby wyrzucone z wody, tyle że głośno. Jan rzucił szeptem:

     – Nie zeszczajcie mi się tylko.

     Tego było za wiele. Cała trójka ryknęła śmiechem, nie zważając już na nic. Na szczęście mundurowi byli za daleko, żeby się zorientować, skąd dochodzi rechot. Nie wiedzieli, czy to impreza w jednym z pobliskich segmentów, czy może jakaś upalona młodzież – na dole, przy fontannach – której nie zauważyli w ciemnościach. W gruncie rzeczy chuja tam ich to obchodziło. Jak to policję.

     W doskonałych nastrojach ostrożnie przegramolili się z powrotem przez mur. Jan pokazał im zegarek i próbował kopnąć Alla w tyłek, żeby się wszyscy uspokoili. Ten zręcznie się uchylił. W końcu zabrali się znowu do pracy. I szybko weszli w rytm, niesieni zadowoleniem, że im się upiekło.

     Kończyli już. All cofnął się trochę i zaczął po cichu sylabizować:

     – Za-nim um-rzesz u-pe-wnij się, że ży-jesz. Pięknie.

     Uśmiechnął się. Napis robił wrażenie nawet przy minimalnym oświetleniu sączącym się z oddalonych domów i latarni. Pau poprawiała kontury. Ma i Jan pakowali puszki, pędzle, papiery i rękawiczki do wielkiego, czarnego worka z grubej folii. W tym momencie usłyszeli kroki za rogiem i znajome głosy. Cholera! Mieli tu być za kwadrans, kiedy robota będzie już skończona – pomyślał Jan i przerzucił worek przez mur. Z rąk zrobił wsparcie, po którym błyskawicznie wspięła się Ma – była najbliżej niego. All syknął do Pau, zatopionej w wykańczaniu litery Z. Długie nogi Jana właśnie znikały po drugiej stronie, kiedy Pau podniosła głowę i zamarła. Policjanci byli dokładnie naprzeciwko niej. Ich zielone kamizelki świeciły. Zdążyła jeszcze rzucić pędzel w krzaki. Doskoczyła do Alla i chciała wspiąć się na parkan z jego pomocą, tak samo, jak zrobiła to Ma, ale nie zdążyła. Kątem oka zobaczyła, że jeden z mundurowych już ich zauważył. Opuściła wzrok, oparła się o mur pomiędzy słowami „że” i „żyjesz”, objęła Alla, przyciągnęła do siebie i zaczęła całować. Policjanci, przechodząc, silili się na obojętność, ale nie mogli się powstrzymać, żeby nie zerkać na tę parę. Czarne litery pozostały dla nich niewidoczne. Kiedy psy ich minęły, Pau odepchnęła Alla, przygryzła wargę i popatrzyła w ciemną stronę jego twarzy. Nic nie zobaczyła. Ale jeszcze czuła smak przyjaciela. Wyszła z roli tak samo szybko, jak w nią weszła. Zawołała szeptem:

     – Hejo, hejo, wyłaźcie. Już czysto.

     Wracali podekscytowani, szczęśliwi, że się udało, że wyszli cało z opresji, choć było tak blisko. Przekrzykiwali się nawzajem, relacjonując sobie, co się działo, jakby pozostali nie brali w akcji udziału. Ich zamaszyste gesty sugerowały w pierwszej chwili, że się kłócą. Samochód sunął powoli, Jan prowadził ostrożnie, wiózł dużo energii. Przeżywali to jeszcze raz. I jeszcze. Pau po raz kolejny opowiadała to samo:

– Wzięłam Alla pod rękę. Udawaliśmy zakochanych. Normalnie ruszyliśmy na tych policjantów i minęliśmy ich, rozbawieni. All, powinieneś na serio zastanowić się nad szkołą teatralną. Nie drgnęła ci powieka. Normalnie skłonił się przed nimi zamaszyście, jakby był jakimś D’Artagnanem czy Don Kichotem, który spaceruje akurat z dziewczyną, takim D’Artagnanem po jednym winie! No mega!

     Pau starła się pokazać zamaszysty ukłon Alla, zręcznie wywijając ręką i zamiatając końcówkami palców. W aucie było to trudne, ale była tak przekonująca, że nawet All zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem faktycznie się nie ukłonił. Pau pieczętowała tę opowieść swoim śmiechem, jej radość udzielała się wszystkim.

Kiedy wrócili, było jeszcze ciemno. Nabuzowani włączyli muzykę. Ma zaczęła tańczyć z papierosem. Dołączył do niej All, a chwilę później również Pau. Jan wyjął małe szklaneczki i nalał do nich lodowatej tequili, którą kupił i umieścił w zamrażarce z myślą o tym momencie – krótko po tym, jak Pau zarządziła abstynencję. Chrupnęła aluminiowa blokada korka, rozlał gęstą ciecz. Unieśli wysoko ręce i przechylili głowy daleko w tył.

     – To co następne? Luwr, MoMA, Tate? – zapytała Ma.

     Wznosili toasty, tańczyli, ironizowali, zadzierali nosa. Czuli się jak półbogowie albo przestępcy, którym się udało. W końcu pościągali czarne jedwabne stroje i paradowali w samej bieliźnie. Pau dziękowała wszystkim i każdemu z osobna. Była zachwycona efektem. Wyszło dokładnie tak, jak zaplanowała. Jeszcze jutro pojadą popatrzeć i zrobić zdjęcia.

     – Bo kto wie, czy komuś nie przyjdzie do głowy zamalować go od razu – przestrzegł Jan. Choć oczywiście liczyli, że napis przetrwa długie lata.

     – Nogi z dupy powyrywam pierwszemu grafficiarzowi, który mi go zapaskudzi. Wynajmę jakichś cielaków z miasta, żeby obtłukli takiemu mordę. Trudno, zapłacę! To się rozejdzie, że nie wolno – oznajmiła kategorycznie Pau, kiedy jarali blanty w przerwie tańca.

     Był nów. Świt jeszcze nie majaczył na horyzoncie, kiedy Ma wzięła Alla za rękę i zniknęła z nim w domu. Jan pogładził Pau po włosach, a ona zamknęła oczy. Długo się całowali na zewnątrz i przytulali. Byli niewinni jak licealiści na pierwszej randce. W końcu Pau zaczęła masować krocze Jana, wstali i nieśpiesznie ruszyli w kierunku domu, weszli do swojej sypialni.

     Kiedy pół godziny później All szedł za swoim ciągle jeszcze sterczącym członkiem – który zdążył już wprawić Ma w rozkosz, zapewnić jej spokój i zainicjować sen, a teraz prowadził go do kuchni po szklankę wody – w wielkim marokańskim lustrze opartym o ścianę przedpokoju ujrzał Pau, która siedziała na Janie i tańczyła na nim powolny taniec. Delikatnie kołysała biodrami we wszystkich kierunkach czasoprzestrzeni naraz. Spostrzegła jego odbicie i przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Czas zwolnił. Słychać było świerszcze. Wokół unosił się zapach dojrzałych traw. W końcu Pau przymknęła powieki.

ROZDZIAŁ XIIczyta Marcin Popczyński
00:00 / 11:18

OBRAZY W KSIĄŻCE

PODZIĘKOWANIA

Historie przedstawione w Połączeniach się w większości nie wydarzyły. Aczkolwiek określanie granic rzeczywistości może być nie tak skuteczne, jak to się na pierwszy rzut oka wydaje.

Dziękuję moim przyjaciołom: Paulinie Gajewskiej, Majce Kasperowicz i Tomkowi Kasperowiczowi za wspólne przygody i luźne inspiracje dla głównych bohaterów Połączeń.

Dziękuję przyjacielowi Pawłowi Althamerowi za inspirację dla jednej z postaci oraz za możliwość wieloletniego pobierania nauk z zakresu sztuki bez ławek i egzaminów. Jesteś moim ulubionym nauczycielem, Pawle!

Dziękuję przyjacielowi Bartkowi Zimińskiemu za wybitnie luźną inspirację dla innej postaci, z którą Bartek wiele wspólnego nie ma. Ale mógłby mieć, gdyby przeniknął do zupełnie innej rzeczywistości.

Dziękuję przyjaciołom, którzy zagościli w epizodach lub inspirowali sobą drugoplanowe postacie: Uli Śniegowskiej, Hubertowi Suderowi, Robertowi Sieradzkiemu, Robertowi Lisowi, Patrykowi Bergelowi oraz Konradowi Wirkowskiemu.

Dziękuję mojej Mamie – Anastazji Halinie Sosnowskiej i mojemu Tacie – Alfredowi Sosnowskiemu za sprzyjanie moim działaniom artystycznym i literackim za młodu i teraz.

Dziękuję moim córkom: Adaobi Sosnowskiej, Ndidi Sosnowskiej i Nnenne Sosnowskiej za współpracę artystyczną przy projektach, obecność oraz za zainteresowanie Połączeniami i innymi moimi poczynaniami literackimi.

Dziękuję mojej eksżonie Kamdi Sosnowskiej za wspaniałe wspólne życie i wymianę artystycznej energii oraz inspiracje dla jednej z bohaterek. Połączenia zacząłem pisać, gdy nasze małżeństwo zaczęło się sypać, i była to dla mnie forma terapii (miałem gdzie ulokować emocje), chociaż książka nie jest o nas.
 

Dziękuję mojej siostrze Agnieszce Sosnowskiej za to, że przeczytała Połączenia do połowy. Kto zna Agę, ten wie, że to komplement.
 

Dziękuję moim pierwszym czytelnikom – przyjaciołom, którzy poświęcili czas i energię, żeby przekazać mi swoje opinie krytyczne: Hubertowi Suderowi, Robertowi Sieradzkiemu, Pawłowi Krysiakowi, Alexowi Stępniowi, Beacie Gałęzie, Jakubowi Szymczykowi, Uli Śniegowskiej, Patrykowi Bergelowi, Mateuszowi Wolframowi, Rafałowi Chojnackiemu oraz innym. Może książka nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie ich życzliwe i wyrozumiałe recenzje.
 

Dziękuję dr Marcie Kowerko-Urbańczyk za opinię literacką o Połączeniach i za wymianę myśli wokół książki, za wszystkie uwagi, wybrane uwzględniłem.
 

Dziękuję Iwonie Winiarskiej za znakomitą współpracę redakcyjną: wiarę w tekst, zaangażowanie, wysoki poziom merytoryczny i intelektualny, za cierpliwość wobec długich dialogów, które toczyliśmy przy niektórych zagadnieniach.
 

Dziękuję pozostałym członkom naszej książkowej ekipy. Bogusławie Brzezińskiej za korektę przed składem. Alicji Szalskiej-Radomskiej za propozycję wydawniczą i korektę po składzie – Alicjo, Twoje oko i precyzja są imponujące! Mateuszowi Cichoszowi za skład i okazaną mi w jego trakcie otwartość i cierpliwość, Karolowi Chojnackiemu za druk oraz Sławkowi Brudnemu za dystrybucję i konsultacje wydawnicze.
 

Oraz wszystkim innym osobom, które sprzyjały Połączeniom.

DZIĘKUJĘczyta Marcin Popczyński
00:00 / 03:19
IMG_3971_edited.jpg
POŁĄCZENIA - KSIĄŻKA, EBOOK, AUDIOBOOK

„Połączenia” trafią do księgarń stacjonarnych i internetowych 30.04.2025 – również w formie e-booka oraz audiobooka. Będę zaszczycony, jeśli przeczytasz i podzielisz się swoją opinią. Napisz na conatctmeifyouhaveit@gmail.com. Dlaczego na taki dziwny e-mail? No właśnie. 

Audiobook - 48 zł

(audiobook dostępny od 30.04.2025)

Bądzmy w kontakcie

Dzięki!

©2025 Robert Sosnowski

bottom of page